Żeby nie było drętwo i wyłącznie o tym co się udało lub nie w zeszłym , a właściwie jeszcze trwającym roku na wstępie wrzucam kilka zdjęć bardzo zwykłego makijażu wykonanego w jeden z wolnych dni :P Podejrzewam , że większość Was pozostanie wyłącznie na tym etapie posta, czego nie mam nikomu za złe. Kto by chciał czytać kolejne podsumowanie z rzędu... :)
A przechodząc do rzeczy ( ponieważ nowej mapy marzeń jeszcze nie mam) dzisiaj skupię się na podsumowaniu tej zeszłorocznej. Zdumiewające ile z moich pragnień zostało chociaż w jakimś minimalnym stopniu zrealizowane.
No więc:
- nowy aparat został nabyty stosunkowo niedawno,
- pędzle w zamówieniu ,
- decyzja o zapuszczaniu włosów zapadła i w końcu mam kudły które można związać, a nie jedynie postawić na żelu,
- nadal poszukuję swojego złotego środka, ale skonkretyzowałam nieco swoje podejście do wiary, świata, ludzi (konkretnych :P),
- wybrałam się z mężem i przyjacielem na kilka spontanicznych mniej lub bardziej rozsądnych wypraw,
-mieszkam obecnie bliżej wielkiego zbiornika wodnego niż w PL ( nocleg nad polskim morzem był już załatwiony, ale jakoś ta Anglia tak wypadła - może za rok),
- tatuażu co prawda się nie dorobiłam, ale tak mocno jęczałam na ten temat mojemu Ślubnemu, że w chwili obecnej sam już przegląda różne wzory ( a był zagorzałym przeciwnikiem takich ozdób ciała),
- pracuję i powoli, bardzo powoli staram się zmieniać swoje życie na bardziej usystematyzowane (chociaż do przysłowiowej kury domowej mi jeszcze daleko). Zresztą jak to mówi mój mąż " nie ten typ po prostu ",
- wydaje mi się, a właściwie jestem pewna , że poczyniłam małe postępy dotyczące sztuki makijażu - jeszcze kilka lat i zostanę mistrzem w tej dziedzinie :) Taki żart. Słyszałam już , że maluję specyficznie i zdaję sobie sprawę, że jakieś mega landrynkowe te moje twory to jednak nie są,
- przełamałam w tym roku strach przed publicznym śpiewaniem ( zapora w Solinie zdaje się być do tego naprawdę dobrym miejscem) , a uwierzcie mój głos podczas śpiewu"boli " słuchaczy ,
- pobiłam niechlubny rekord jedzenia ogromnej ilości fast foodów odkąd w naszej rodzimej okolicy powstała nowa budka z żarełkiem - do tego panini gyros to mi się tęskni, oj tęskni ( tu nadrabiam " chicken'em")
I tylko mojego Morświnka nie mogę przeboleć. Nasz koci przyjaciel zaraz po naszym wyjeździe zaginął, i tyle ile przeryczałam z tego powodu wie tylko mój mąż. Morze łez i tak nie zapełni pustki.
I chociaż komuś może się to wydawać śmieszne lub żałosne, to ten kociak był dla mnie jak dziecko.Ale to zrozumie tylko prawdziwa kociara....
A poza tym bez zmian - nadal jestem mentalnie starym, zmęczonym życiem człowiekiem, który przejawia objawy szaleństwa. I nadal nie wiem co chcę robić w życiu...Ale do tego akurat idzie się przyzwyczaić :D
A co do marzeń, to mówią, że podobno lepiej ich nie mieć....
Lepiej je realizować... na bieżąco :P
Bawcie się dobrze Kochani!
Nie tylko w sylwestra, ale przez całe życie.
:*