Młodsza się już nie zrobię w związku z czym od czasu do czasu nachodzi mnie myśl o wypróbowaniu kosmetyku o działaniu przeciwzmarszczkowym, bo w końcu lepiej zapobiegać...
Jakiś czas temu pisałam Wam , że w moje ręce trafił
krem do twarzy Revitalift Laser Renew - L'oreal , który u jednych wzbudził spore zaciekawienie u innych dozę sceptycyzmu. W przypadku takich kosmetyków staram się ostrożnie podchodzić do tematu stąd też na publikację tej recenzji musieliście aż tyle czekać.
Krótko o tym co obiecuję nam producent:
1. Wypełnienie skóry i redukcja zmarszczek
2.Poprawa struktury powierzchni skóry
3.Pomoc skórze w przywróceniu jej właściwości ochronnych
Pierwszy raz miałam do czynienia z kremem w tak solidnym szklanym opakowaniu. Ma to swoje plusy i minusy, bo owszem poczułam tą dozę luksusu , ale z drugiej strony pełna byłam obaw co by się stało gdyby niechcący mi upadł. Jest szansa, że słoiczek by przetrwał, ale wolałam nie próbować... :) Sam kosmetyk zabezpieczony był plastikową membraną , którą spokojnie można wielokrotnie zdejmować i zakładać, czego ja oczywiście nie robiłam, bo gdzieś ją zapodziałam po pierwszym użyciu.
Na początku zignorowałam napis" krem-maska " i skupiłam się na pierwszej części członu stosując go najzwyczajniej w świecie jak każdy
krem na noc. Zdziwiła mnie konsystencja, a raczej jego zachowanie na skórze. Przy nakładaniu zachowywał się jak lekki krem na dzień, bez problemu się rozprowadzał . Na skórze natomiast miałam wrażenie, jakbym nałożyła na twarz mocno treściwy , tłusty krem. Wydawało mi się, że wypełnia on każdy najdrobniejszy ubytek, a efekt na skórze przypominał trochę ten po użyciu bazy pod makijaż.Oczywiście wizualnie i namacalnie zmarszczki nadal były i w tej kwestii nic się nie zmieniło, bo niby jak...
Kilkudniowe codzienne stosowanie przyniosło następujące wnioski : moja skóra nie potrzebowała aż takiego odżywienia i konieczne były przerwy co kilka dni w stosowaniu. Fakt drugi : rano konieczne było zmycie wszelkich pozostałości po kremie , ponieważ kolidował on z moja kolorówką. Bez względu na to jaki podkład nałożyłabym na twarz, rolował się on w miejscach gdzie krem niedostatecznie się wchłonął ( głównie na linii włosów i żuchwie). Mniej więcej po zużyciu 3/4 opakowania czułam, że lepiej będzie przestawić się na "tryb maski". Od tamtego czasu , aż do końca opakowania stosowałam go mniej więcej co 3 dni , ale nakładając grubszą warstwę.
Co zyskałam? Skóra stała się jędrniejsza. Moim zdaniem miała zdrowszy wygląd niż normalnie,ale stan ten utrzymywał się tylko przez okres użytkowania kosmetyku. Gdy dobiłam dnia i powróciłam do swojej "starej" pielęgnacji wszystko wróciło do stanu wyjściowego. Zmarszczek mam kilka- mimicznych , widocznych głównie na czole i nie mogę powiedzieć, że zniknęły, bo nadal tam są oczywiście. Ale w okresie stosowania przez owo ujędrnienie o którym pisałam wcześniej sprawiały wrażenie mniej rzucających się w oczy. Nie potrafię powiedzieć z pewnością, że właściwości ochronne uległy poprawie , bo do tego moim zdaniem potrzebne byłoby badanie "przed" i "po", ale krem na warunki zimowe w jakich go stosowałam spisywał się idealnie.Skóra nie złuszczała mi się tak jak to miało miejsce w przypadku stosowanej wcześniej delikatniejszej pielęgnacji podczas ekspozycji na mróz.
Zużycie: i tu przeżyłam lekki szok...:) Musiałam chyba nakładać na siebie sporą ilość tego kremu skoro mnie 50ml słoiczek wystarczył na nieco ponad miesiąc użytkowania, a czytałam u innych dziewczyn, że im starczał nawet do 3 miesięcy. Ciężko mi się w takiej sytuacji wypowiedzieć co do wydajności , bo jak widać sporo zależy od Was samych :)
Moja mama , która ma już swoje +40 , kilkukrotnie podbierała mi tego gagatka i jej bardzo przypadł do gustu. Także, jeśli ktoś oscyluję w takowej granicy wiekowej może się spodziewać , że krem spiszę się u niego idealnie.
A jak Wasze wrażenia? Stosowała go któraś z Was?